Pozytywne emocje przegrały jednak ze strachem, gdy pierwszy raz podałam jej hormon. Poczułam się tak, jakbym oszukała własne dziecko. Przecież miało być tak fajnie. Mamusia będzie to robić, nikt obcy, w domku, z pluszakiem, a tu nagle trzęsącymi rękami wbijam igłę mojemu największemu skarbowi i zadaję ból. Ten krzyk i płacz będę pamiętać do końca życia.
W kolejnych dniach było podobnie. Jedyne co się zmieniło to fakt,że z ucznia stałam się nauczycielem dla swojego męża i mamy. Zawsze musi być chociaż jedna zapasowa "pielęgniarka hormonowa".
Codzienne kłucie dziecka to nic przyjemnego, ale człowiek zadaje ten ból w imię zdrowia i lepszej przyszłości osoby, którą kocha najbardziej na świecie. I tak....w takich momentach zdanie "dla dziecka zrobię wszystko" staje się realistyczne i takie zupełnie naturalne, że aż dziwne.
Największy problem miałam, gdy moja niespełna pięcioletnia córka zapytała ze łzami w oczach "dlaczego mi to robisz?". To było coś strasznego. Świadomość, że dziecko nie czuje się bezpiecznie z własnym rodzicem, bo nie rozumie jeszcze,że ten ból jest zadawany w celu pomocy, jest okropna i nikomu tego nie życzę.
Przez te prawie 5 lat odkąd mamy hormon wzrostu przeszłyśmy przez różne fazy:
1. Dlaczego mi to robisz?
2. Jestem dzielna (z zaciśniętymi zębami)
3. Głupia lekarka i głupie hormony
4. Dlaczego inne dzieci tego nie biorą?
5. Nienawidzę szpitali i tej choroby
6. Dam radę, dam radę
Mam nadzieję, że faza nr 6 pozostanie z nami do końca terapii hormonem wzrostu. Zajęło nam to prawie 5 lat i pewnie jeszcze nie raz będzie płacz, lament, histeria, ale na szczęście tych silnych dni jest coraz więcej i to napawa mnie optymizmem.
Teraz wygląda to tak:
Poza tym Natalka ma już 8 lat i też coraz bardziej rozumie i wie więcej na temat ZT.
Przyznam, że nie raz miałam dość i sama płakałam gdzieś po kątach lub w nocy, żeby nie widziała,ale jak słyszę, że urosła przez ostatnie pół roku 4 cm, a w ciągu 3 lat 18cm, to wiem, że jest sens i muszę dać radę. W końcu jestem mamą i muszę świecić przykładem dla moich dzieci.
Może to banalne, ale wykorzystam fakt istnienia tego bloga i życzę wszystkim rodzicom (dzieci chorych i zdrowych- bo to nie ma znaczenia) dużo siły i wspaniałych ludzi dookoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz